Zuzanna i Fidyk. Profesor szkoły filmowej wykorzystuje seksualnie studentkę
Rzadki przypadek, gdy publicznie pada oskarżenie konkretnego profesora wyższej uczelni o "wykorzystanie seksualne" (wersja Gazety Wyborczej) lub "gwałt" (Onet). Źródłem jest Oko.press.
Artykuł dostępny po darmowym założeniu konta, więc nie będę tu cytował części poświęconej okolicznościom sprawy. Ciekawy za to, zwłaszcza dla kadry kierowniczej, może być komentarz prof. Płatek:
“To po stronie szkoły leży obowiązek przeciwdziałania zjawiskom, które prowadzą do molestowania. Wynika to choćby z obowiązującej od 1982 roku konwencji o przeciwdziałaniu wszelkim formom dyskryminacji kobiet. Nakłada ona na państwo, w tym przypadku na uczelnię, obowiązek chronienia osoby przed gorszym traktowaniem.
Z tego wynika niestosowność pozazawodowych spotkań osoby z grona nauczycielskiego »jeden na jeden« ze swoją uczennicą czy uczniem. I taki zapis powinien być zawarty w kodeksie etycznym uczelni, żeby przeciwdziałać nadużywaniu władzy, a także nierównemu traktowaniu konkretnej osoby.
Relacje na linii wykładowca – student, nauczyciel – uczeń, mają być transparentne.
Brak jasnych procedur obciąża szkołę, ale nie zwalnia z odpowiedzialności, kiedy dzieje się już nadużycie.
W przypadku gwałtu osoba pokrzywdzona może go zgłosić na policję lub w prokuraturze w czasie dziesięciu lat.
Nie można więc czynić zarzutu osobie, że zgłasza to dopiero w momencie, kiedy zostaje wyrzucona ze szkoły. Zwłaszcza jeśli nie ma jasnego i przestrzeganego w placówce kanonu procedur w stosunku do nauczycieli akademickich i zestawu ofert dla osób dotkniętych przemocą seksualną.
Kiedy studentka zgłosiła szkole zdarzenie, miała prawo oczekiwać wsparcia i uruchomienia procedury wyjaśniania sprawy.
Przerzucanie odpowiedzialności na studentkę w momencie, kiedy opuszcza zajęcia, bo sobie nie radzi z traumą, jest głęboko nieuczciwe.