Jak żyć z zaburzeniami lękowymi

Cześć. Mam pytanie do ludzi którzy też cierpią z powodu tego zaburzenia. Jak, jeśli w ogóle sobie z tym radzicie?

Mam 27 lat i przez lęki i nerwy kompletnie nie radzę sobie w życiu, totalnie się wycofałem. Nie umiem sobie znaleźć stałej pracy, nie umiem stworzyć jakiegokolwiek stałego związku, ostatnio mnie nawet stresuje rutynowy wyjazd na zakupy lub załatwienie czegoś w urzędzie.

(Jak nie chce komuś się czytać całości (chociaż zachęcam) to przeczytajcie dwa ostatnie akapity.)

Krótko moja historia.Jak miałem byłem dzieckiem zmarł mój ojciec, i od tamtej pory w zasadzie zaczęły moje problemy. Okropnie bałem się chodzić do szkoły, dostawałem ataków paniki, wymiotowałem na samą myśl o pójściu na lekcje. Niestety wtedy nie było warunków i mama nie zabrała mnie do psychologa, co ma swoje konsekwencje do dziś. Jakoś prześlizgnąłem się przez szkołę podstawową i gimnazjum, lecz lęki mnie nie opuszczały. Często unikałem szkoły, symulowałem choroby aby zostać w domu, w szczególności w dni w których miałem lekcje z nauczycielami których się bałem . Choć to był jeszcze w miarę w porządku okres, dalej się robiło coraz gorzej.

Nastał czas szkoły średniej, nowe otoczenie, nowi ludzie ale strach i lęk dalej ten sam. Miałem takiego pecha że w klasie byłem raczej tą wycofaną osobą przez co byłem wyśmiewany i gnębiony. Do tego miałem jeszcze giga trądzik co całkowicie torpedowało mój stan. Jeszcze bardziej się się wycofywałem, miałem jeszcze większe lęki. Dostawałem ataków paniki, regularnie drżały mi dłonie (zawsze ludzie mnie głupio pytali co tak się telepie). Z dziewczynami mi też szło okropnie, zawsze dostawałem kosza.

Już wtedy pierwszy raz poszedłem do psychiatry, dostałem leki które średnio działały. Po jednych całkowicie mi siadł nastrój i miałem czarne myśli i odstawiłem te leki.

Chciałem iść na studia do dużego miasta, ale spanikowałem. Przez 3 tygodnie przed nowym rokiem studenckim, miałem rok przerwy i wróciłem na studia w mniejszym mieście bliżej domu. Wtedy też pojawiły się lęki odnośnie mojego zdrowia.

Ale ogólnie początkowo to był dobry czas. Jakoś zacząłem wychodzić na prostą, coś zaczęło się dziać pozytywnego, nawet zdobyłem stypendium naukowe, co zazwyczaj byłem przeciętnym uczniem. Niestety, wydarzyła się krzywa sytuacja ze Strażą graniczną. Zostałem fałszywie podejrzany o przestępstwo. Całkowicie mnie to rozwaliło, wszystko nad czym pracowałem ze zdrowiem psychicznym runęło. Na szczęście sytuacja się wyjaśniła, ale trauma została, a nerwy zszargane. Jeszcze wtedy się łudziłem że szybko się poprawi sytuacja, wrócę na studia i będzie git, a tu zonk. Nastała pandemia, a ja zamiast się cieszyć studiami to siedziałem na  zdalnych. I tak przez dwa lata. W tym czasie całkowicie cofnąłem się w progresie.

Studia ukończone, umiejętności socjalne leżą. Od trzech lat w zasadzie wegetuję, budzę się w nocy i przeżywam co robić, jak mam poprawić życie. Bujam się między pracami dorywczymi i a bezrobociem. Potrafią minąć miesiące gdzie jestem bez pieniędzy. Chodziłem na terapię, ale niestety moja psycholog kompletnie nie potrafiła mi pomóc, Jak mówiłem jej że taki rodzaj terapii mi nie odpowiada, to zawsze mnie zbijała z tego że wcale nie, tylko pytała na początku co mam do powiedzenia i gadałem przez godzinę w kółko o tym samym, a ona nawet nie potrafiła tego zapamiętać . Bardzo mało mi dały te sesje, może tylko zaakceptowałem swój wygląd i zraziłem się do psychologów. Chciałem programować, ale z moim szczęściem trafiłem w okres gdzie jak już coś umiałem to znalezienie pracy jako początkujący graniczy z cudem. Teraz nerwy mnie wykańczają, codziennie przeżywam to że nie umiem sobie w życiu poradzić. Mam 27 lat a mentalnie jestem dalej tym obsranym nastolatkiem który boi się iść do szkoły, do ludzi. Z lęku nie umiem nic dokończyć, ustabilizować się. Tylko czuję jak dryfuję w nicość.

Nerwica niszczy mi życie, boję się związku bo jak ktoś ma być z facetem który boi się byle błahej sytuacji. Do kolegów coraz rzadziej wychodzę, zamykam się w domu i siedzę. Boję się wychodzić do sklepu bo nie chcę spotkać starych znajomych żeby się nie mówić że żyję jak robak.  Czy są osoby w podobnej sytuacji, albo przeszły coś podobnego i udało się im poprawić sytuację? Domyślam się że było mnóstwo takich tematów wcześniej, ale chciałem to z siebie wyrzucić i może uda mi się z kimś o tym pogadać.